„Wycieczka na Maltę” to jeden z popularniejszych „sucharów” podróżniczych. Szczególnie modny wśród mieszkańców Wielkopolski, którzy zamiast wybrać się do położonego na Morzu Śródziemnym archipelagu wysp, odwiedzają (posiadającą tę samą nazwę) urokliwą, otoczoną wodą, rekreacyjną dzielnicę Poznania.
My jednak bez żartów, wybraliśmy się na Maltę zlokalizowaną na południu Europy.
O dawkę komizmu postarały się jednak linie lotnicze. Nasz kilkudniowy, majowy wyjazd, rozpoczęliśmy od opóźnionego lotu, dzięki czemu w jednym z najmniejszych krajów „Starego Kontynentu” stawiliśmy się ze sporym poślizgiem, tuż przed północą.
Niemal z sygnałem zamykanych drzwi, przekroczyliśmy progi, jadącego z lotniska nocnego autobusu. Godzinę później zameldowaliśmy się położonej vis-a-vis stolicy, niewielkiej miejscowości Sliema, gdzie zarezerwowany mieliśmy pokój. Ku naszemu zaskoczeniu nad niebem zatoki, zaczął się pokaz sztucznych ogni. Do dziś właściwie nie wiemy, czy odbył się on na cześć naszego przyjazdu, czy może rozgrywanego tej nocy finału krajowego pucharu w piłce nożnej, i triumfie lokalnej drużyny.
Rano nadeszła chwila, aby spotkać się z naszymi bliskimi, Karoliną i Maćkiem, którzy na Maltę dotarli dzień wcześniej. Krótkim rejsem po zatoce, ze Sliemy do stolicy – Valletty, zaczęliśmy wspólne zwiedzanie Wyspy.

Przeprawa statkiem ze Sliemy do będącej na wyciągnięcie ręki Valletty to świetna alternatywa dla połączeń autobusowych. Wielu twierdzi, że to właśnie z tego kurortu roztacza się najpiękniejszy widok na stolicę Malty.
Kursy realizowane są przez cały rok, od rana do wieczora. Prom odpływa zwykle co pół godziny (koszt 1.5€ w jedną, a 2.8€ w dwie strony).


Po dopłynięciu do Valletty, udaliśmy się w kierunku głównego węzła autobusowego. Spacerując, przyglądaliśmy się tutejszej architekturze. Naszą uwagę przykuły kolorowe wykusze, wystające z fasad budynków. Stanowią one jeden z symbolów Malty.



Z głównego dworca w Valletcie, odjechaliśmy autobusem w kierunku Marsaxlokk – urokliwej i pełnej kolorów wioski rybackiej. W niedzielę odbywa się tu największa na wyspie impreza targowa.
Podkreślamy „w kierunku” gdyż ku naszemu zaskoczeniu, ten sam pomysł wyjazdu miało większość zgromadzonych na przystanku osób. Perspektywa długiego oczekiwania na bezpośredni transport spowodowała wdrożenie planu B. Po kupnie biletów tygodniowych pozwalających na nieograniczoną ilość przejazdów autobusami po wyspie, ruszyliśmy mało uczęszczaną trasą do Birżebbuġa. Skąd po ponad 30 minutach spaceru dotarliśmy do Marsaxlokk.




Marsaxlokk swą nazwę zawdzięcza lokalizacji. Jest to zlepek słów, arabskiego “Marsa” – port oraz maltańskiego “xlokk” oznaczającego południowy-wschód. Krótko mówiąc Marsaxlokk to w tłumaczeniu port na południowym wschodzie.

Niedzielne targowisko to mieszanina targu rybnego, z kramami pełnymi lokalnych wyrobów oraz produktami importowanymi z Państwa Środka.

Wizytówką wioski są dryfujące, kolorowe łodzie rybackie Luzzu, najczęściej w żółtych, czerwonych, zielonych i niebieskich barwach. Dolna część łodzi pomalowana jest zwykle na ciemny kolor, kontrastujący z kolorem wody, ułatwiający sprawdzenie jej poziomu. Ich zadarty do góry dziób wraz z (według wierzeń) symbolem oka Ozyrysa czy Horusa, mają uławiać rybakom walkę z siłami Boga Mórz. Znak chętnie wykorzystywany jako motyw ozdobny na pamiątkach z Malty.


Po wizycie w Marsaxlokk wróciliśmy do stolicy wyspy Valletty.
Malta ma opinię wyspy świąt i kościołów. Wyliczono, że na tym archipelagu znajduje się około 360 kościołów, niemal po jednym na każdy dzień roku. Tutejsze parafie celebrują swoich patronów w niezwykły sposób – przygotowując tzw. festy. Odpusty parafialne, organizowane są w postaci ulicznych parad. Na jedną z nich załąpaliśmy się i my.
Lokalne święto zdobią udekorowane kościoły oraz ulice, na których rozstawiają są liczne kramy. Przemarszowi towarzyszą występy orkiestr dętych. Finałem kilkudniowej festy jest procesja z figurą patrona kościoła po terenie parafii. Wieczorne uroczystości uświęca pokaz sztucznych ogni. Do najbardziej uroczystych fest zaliczają się obchody Wielkiego Tygodnia, do których mieszkańcy wyspy przygotowują się miesiącami. Takie połączenie muzyki, efektownej scenografii pozwala poznać smak maltańskiego folkloru oraz tradycje lokalnych mieszkańców.




Plac Kastylijski, przy którym znajduje się XVI-wieczny Zajazd Kastylijski (Berġa ta’ Kastilja) to jedno z ośmiu, zbudowanych na terenie stolicy wyspy miejsc zamieszkania rycerzy zakonu maltańskiego. Od 1972 roku obiekt jest siedzibą Premiera Malty, gdzie m.in. odbywają się posiedzenia rady ministrów.


Plac Teatralny (Pjazza Teatru Rjal), na którym znajdują się ruiny Opery Królewskiej (Royal Opera House), którą zniszczyły bombowce Luftwaffe, podczas nalotów w trakcie II Wojny Światowej.

Charakterystyczne kolorowe balkony przy ulicy San Gwann (Triq San Gwann).



Górne Ogrody Barrakka (Il-Barrakka ta’ Fuq) znajdują się na szczytowej kondygnacji XVI w. Bastionu św. Piotra i Pawła. Jest to jeden z najpopularniejszych punktów widokowych stolicy Malty. Z dolnego tarasu codziennie oddawany jest salut armatni.







Przekraczając jedną z bram, znaleźliśmy się w Birgu (Vittoriosa), ufortyfikowanej części wyspy. Zlokalizowane tu budowle obronne wpisane są na listę światowego dziedzictwa UNESCO.






Kolegiata św. Wawrzyńca.



Wieczór spędziliśmy na integracji z sąsiadami w Sliemie.

Dzień II
Dzień rozpoczęliśmy od podróży na południe wyspy. Tym razem z perspektywy wody mieliśmy okazję przyjrzeć się Błękitnej Grocie (Blue Grotto). Tutejsze wybrzeże kryje w sobie wiele jaskiń.




Znad błękitnej wody udaliśmy się w głąb wyspy do dawnej stolicy wyspy Mdiny. Do miast prowadzi XVIII w. brama miejska.

Mdina nazywana jest miastem ciszy. Wpływ na tę opinię miał fakt, iż mieszka tu zaledwie 250 osób oraz niemal całkowite wyłączenie wąskich ulic z ruchu samochodowego (poza pojazdami przywilejowanymi i prywatnymi samochodami mieszkańców).

Sąsiadująca z Rabatem (przedmieściami) – Mdina swą nazwę wzięła od arabskiego słowa madinah oznaczające murowane miasto.



Będąc na wyspie warto zwrócić uwagę na znajdujące się na budowlach zegary. Część z nich stanowi element kalendarza, na innych natomiast spotkamy tarcze bez wskazówek. Zła godzina ma oszukiwać śmierć, przed przyjściem po lokalnych mieszkańców.

Dzień zakończyliśmy w najwyższym punkcie Malty – Klifach Dingli (Dingli Cliffs). Rekordowe wzniesienie Ta’ Dmejrek sięga 253 m wysokości. Miejsce zawdzięcza swą nazwę angielskiemu rycerzowi Sir Thomasowi Dingleyowi z Zakonu Świętego Jana, który osiadł tu w XVI wieku.




Dzień III
Ostatniego dnia pobytu udaliśmy się na pozostałe z zamieszkanych z wysp archipelagu – Comino i Gozo. Ta pierwsza jest najmniejszą, zarówno pod względem wielkości jak i ludności. Na stałe mieszkają tu zaledwie 2 osoby. Comino posiada ogromny walor w postaci Błękitnej Laguny (Blue Lagoon). Przepływające tędy prądy morskie powodują, że tutejsza woda ma chłodniejszą temperaturę wody od pozostałych maltańskich plaż. Tę niedogodność rekompensuje jednak jej barwa, porównywana do szmaragdu, która skutecznie przyciąga miłośników kąpieli morskich oraz słonecznych.
Comino nazwę zawdzięcza kminkowi, który dawniej pokrywał tereny wyspy. Dziś spacerując po tym terenie, dalej wyczuwalna jest woń rosnących ziół.






Wybudowana w XVII w. wieża św. Marii(widoczna powyżej), służyła jako punkt komunikacyjny pomiędzy wyspami, pełniąc funkcję obserwacyjno-ostrzegawczą przed atakiem piratów.
Z Comino popłynęliśmy w kierunku drugiej co do wielkości wyspy archipelagu – Gozo (Għawdex). Z perspektywy wody, przyglądaliśmy się miastu Mġarr.

Z portu, ruszyliśmy autobusem do położonego na północy wyspy Lazurowego Okna (Azure Window). Most skalny o który odbijały się turkusowe fale był jedną z największych atrakcji Gozo. Piszemy „był”, gdyż kilka miesięcy po naszej wizycie „Okno” przegrało walkę z siłami Neptuna.

Z Lazurowego Okna pojechaliśmy w kierunku południowo-zachodniej części wyspy. Mijając stolicę Rabat, dotarliśmy do Xlendi (malt. Ix-Xlendi). Miejscowość położona jest nad niewielką zatoką, którą otaczają klify. Te kryją w sobie groty.






Niestety to były nasze ostatnie chwile na Malcie. Wspólną wyprawę uczciliśmy w jednej z położonych przy plaży restauracji.

Magia Malty zadziałała na nas w 100%, podobnie jak na wielu producentów filmowych. Nakręcono tu takie działa jak Troja, James Bond, Gra o Tron, Popeye (Papaj). Do dziś przetrwała scenografia z ekranizacji przygód uwielbiającego szpinak marynarza, która jest jedną z atrakcji Gozo.
Mamy nadzieję, że jeszcze na Maltę wrócimy, tak jak ekipa filmowa Ridleya Scotta, która przyjechała tu po latach, aby nakręcić kontynuację Gladiatora.